Neapol! Czyli szkolenie tzw mid-term training, mafia, Pompeje, nowi fantastyczni ludzie, rozmowy na dachu aż do wschodu słońca i plaża z czarnym piaskiem!
Do Neapolu dotarłam samolotem - okazało się że pokonanie trasy północ - południe Włoch pociągiem to koszt większy niż wykupienie lotu (chociaż transport i pobyt jest finansowany przez UE). Sam Neapol powitał mnie...NAJWIĘKSZYM HAŁASEM NA ŚWIECIE. Mam wrażenie że ludzie tutaj nie potrafią mówić, od razu włączają się w tryb krzyku, do tego włoskie gestykulacje, wszędzie samochody (potrzebujesz emocji - spróbuj przejść przez ulicę i to przeżyć), zapach orzeszków sprzedawanych na ulicach i pizzy z każdej narożnej pizzerii, a na chodnikach przeróżne sprzęty - jestem pewna że wystarczy godzinny spacer i można umeblować elegancko całe mieszkanie, stać się posiadaniem pięciu zwierząt i złożyć samochód z części.
Tak, to właśnie południe - znacznie bardziej szaloni ludzie, o gwarze tak skomplikowanej, że nie byłam w stanie zrozumieć prawie nic.
Postanowiłam zwiedzić Neapol przed szkoleniem, więc zjawiłam się tam dzień wcześniej. Z lotniska odebrali mnie ludzie z couchsurfingu, z którymi spędziłam przemiły dzień, spacerując po centrum, na promie i przepięknej wysepce Ischia (gdzie poznaliśmy właściciela lokalnego sklepu, który poczestował nas świeżą, własnoręcznie zrobioną ricottą, którą zjedliśmy nad brzegiem morza, razem z chrupiącą bagietką produkcji innego kolegi). A wieczorem - koncert akustyczny w muzycznym hostelu (właściciele okazali się być przyjaciółmi jednego z moich przewodników, dzięki czemu śniadanko i nocleg kosztowało nas butelkę wina).
Rankiem dnia drugiego ruszyłam na miejsce zbiórki - tam tłum 35 innych wolontariuszy, część z poprzedniego szkolenia. I... zaczęło się - zajęcia od rana do wieczora, w przerwach - litry kawy i wyjścia na plażę. Nie rozumiem tylko dlaczego szkolenie prowadzone było po angielsku, skoro nasz 1 trening był całkowicie po włosku. Poznałam przemiłych ludzi, brzuch bolał mnie permanentnie ze śmiechu, a ilość przytuleń w ciągu tych 4 dni wyniosła więcej niż tysiąc:)
|
moi ulubieni wolontariusze z Vicenzy - francuska Valentina i Bobo z Czarnogóry |
|
przedstawiamy wyniki pracy w grupach |
|
wszyscy ludzie ze szkolenia! |
|
mieszkaliśmy w hotelu nad samym morzem! |
|
widok z naszego okna |
|
na obiadek smażone kalmary |
|
Torre del Greco - miasteczko na przedmieściach Neapolu, w którym odbył się nasz trening |
|
pompeje |
|
a na plaży przy hotelu - konie! |
|
Pompeje |
|
kolacyjka |
|
ekipa turków - pracują w jednym projekcie, na Sycylii, zarządzają turecko - włoską stacją telewizyjną w ramach swojego projektu |
|
Felicita, niemka która odwiedziła mnie niedawno w Cremonie! |
|
urządziliśmy też EVSowy sąd! |
|
czarny piasek! (idealny do robienia babek) |
|
ostatni dzień - poszliśmy na najprawdziwszą Neapolitańską pizzę i...wpadliśmy do parku pełnego kwiatów (w tej chwili chciałabym podziekować mojej alergii za konkretne zepsucie mi dnia:D) |
|
tańce na plaży |
|
do każdego obiadku i kolacji - wino! |
|
oto najprawdziwsza pizza! (staliśmy 2 godz w kolejce do bardzo sławnej pizzerii żeby ją zjeść, warto!) |
|
Jasiek, czyli jedyny człowiek ze szkolenia z którym mogłam pogadać po polsku:) |