Bari!
Czyli niesamowita przygoda dwóch polek i jednej czeszki (która na czas podróży stała się trzecią polką, żeby było łatwiej:D) odbyta dzięki tanim liniom lotniczym:)
Każdy dzień był nowym wyzwaniem - ale absolutnie pozytywnym! Nocowałyśmy u cudownego Giorgi (tak tak, couchsurfing!), studenta prawa, wiecznie uśmiechniętego miłośnika...Polski! Ten oto człowiek odwiedził mieścinkę zwaną Mrągów i od tego czasu uwielbia wszystko, co z naszym krajem związane. Codziennie zaskakiwał nas przedziwnymi polskimi słówkami (ilu obcokrajowców zna słowo 'trądzik'?), znajomością kultury i zwyczajów, ale przede wszystkim niezwykłą ciekawością. Giorgi występował w zasadzie zawsze w komplecie z przyjacielem Davide, buntownikiem o ironicznym poczuciu humoru.
Dzięki chłopakom miałyśmy okazję wieczorną porą objechać Bari na rikszy (Giorgi to profesjonalny rowerowy przewodnik!), słuchając opowieści - nieraz zmyślonych - o kościołach i placach, zobaczyć uliczkę pełną pań robiących ręcznie charakterystyczne dla tego regionu 'orechiette' (typ makaronu w kształcie muszelek), spróbować jak gotuje najprawdziwsza włoska mama (robiła nam codziennie śniadanko, sprzątała, krzyczała na syna i była przy tym niezwykle urocza), pograć w gry planszowe z włochami w typie macho (którzy są w środku naprawdę mili, ale nie wypada tego pokazać), zjeść surowe jeszcze żywe stworzenia (przez resztę subtelnie nazwane 'owocami morza' - nie zdecydowałam się jednak na degustację z racji odrazy do przełykania ruszającego się jeszcze pożywienia), obejrzeć film - klasykę kina włoskiego - i przy okazji dostrzec łzy w oczach chłopaków pod koniec, zwiedzić targ ze...wszystkim, który był większy od stadionu...
Oprócz tego chłopacy zabrali nas na 2 wycieczki samochodem - Polignano (miasteczko położone na skaraju klifu) i Alberobello (wioseczka w której wszystkie domy są zbudowane w stylu tipii).
A przedpołudnie - czyli czas przed złapaniem samolotu - upłynął na podziękowaniach w formie...polskiej kuchni i pierogów w roli głównej! To nie takie łatwe wykarmić 7 głodnych włoskich paszczy męskich, w dodatku w kuchni studenckiej, w której nie było prawie nic:)
Niesamowity czas z niezwykłymi ludźmi!
(a zdjęcia produkcji Misi)
|
robimy pierogi! |
|
na targu różności |
|
w Alberobello testujemy likiery |
|
pierogi ciąg dalszy |
|
na targu można było kupić też...króliczki (tak, oto co trzyma pan w ręce) |
|
lunch mięsożernych |
|
Alberobello |
|
z Giorgi |
|
Giorgi i właściciel sklepu pod jego mieszkaniem - pan który pozwolił nam zdegustować połowę asortymentu:) |
|
Polignano! |
|
port Bari |
|
lodziarnia |
|
dodatkowa atrakcja wieczoru - czytanie włoskich powiedzonek w dialekcie baryjskim |
|
panie robiące orchiette |
|
test wody! |
|
samochód, Velvet Revolver, likier orzechowy i tańce! |
|
Davide |
|
piekarnia całonocna! |
|
gotujemy |
|
stworzonka do jedzenia |
|
siłownia na świeżym powietrzu |
|
Marki testuje owoce morza |