W zeszłym tygodniu miałam okazję uczestniczyć w seminarium organizowanym przed Narodową Agencję(czyli najwyższy organ Unii zajmujący się projektami wolontariatu europejskiego). Przez trzy dni mieszkaliśmy w hotelu Marriot, dzieliłam pokój z przemiłą Belgijką Alexander (która perfekcyjnie mówi po włosku, francusku i angielsku, skończyła filologię włoską i przez rok była na erasmusie we włoszech, więc EVS to kolejny etap stawania się prawdziwą włoszką). Początkowo warunki troszkę mnie zaskoczyły - faktycznie pokój bardzo luksusowy, jednak dzielenie łóżka małżeńskiego z nowopoznaną osobą troszkę mnie krępowało.
Seminarium było sponsorowane przez Unię, tak samo jak dojazd - tak więc razem z Sarą i Cateriną z comune di Cremona (która jest organizacją koordynującą mój projekt wolontariacki). Podróż na seminarium była nieco skomplikowana - najpierw pociąg do Mediolanu, potem przesiadka w super-szybki pociąg do Rzymu (czyli zamiast 9 godzin jechałyśmy tylko 3,ale za to bilet kosztował...110euro w jedną stronę!)i autobus do Fiumicino (miasteczko pod Rzymem, nad samym morzem!).
Samo seminarium było zgromadzeniem koordynatorów i osób bezpośrednio powiązanych z wolontariatem europejskim, jak też samych wolontariuszy. Mieliśmy cały dzień szkoleń i pracy w grupach, polegającej głównie na wymyślaniu pomysłów jak udoskonalić projekt wolontariacki. Miałam okazję pierwszy raz korzystać z pomocy tłumacza, który siedział w oddzielnym boksie na sali seminaryjnej i tłumaczył włoskie dyskusje na angielski (wolontariusze dostali słuchawki i mogli na bieżąco śledzić przetłumaczoną dyskusję). Mam wrażenie że uczestnictwo wolontariuszy znacznie pomogło, bo jednak promocja wolontariatu jest, ale nie taka jaka powinna być - niedostosowana do młodzieży (przede wszysystkim - internet!).
A po męczącym dniu szkoleń...wolontarisuze pojechali na wieczorne zwiedzanie Rzymu! Przez 4 godziny nie zobaczyliśmy za wiele, ale zintegrowaliśmy się i teraz mam sporo znajomych z różnych krajów w wielu miejscach we Włoszech:) wreszcie mogłam wygadać się jak to jest być w obcym kraju i nie całkiem się w nim odnajdywać - a mój rozmówca mnie rozumiał! (bo taka rozmowa z Włochem zazwyczaj kończy sie po dwóch zdaniach i zdziwionej minie - jak to,jak można w miesiąc nie zdążyć się całkowicie zaklimatyzować we Włoszech?!?!)
W Rzymie zjadłam przecudowne lody o smaku nutelli, włoskiego specjału zwanego torrone i ciasteczek makaroników, co przypłaciłam anginą:)
Aparatu nie zabrałam, za to Niemka Anete przesłała swoje:
Miejsce docelowe: Cremona. Liczba osób: 1. Od kiedy: wrzesień 2011. Liczba par butów: całe mnóstwo.
czwartek, 27 października 2011
wtorek, 25 października 2011
Właśnie takie lody występują we Włoszech. Ogromne kulki w ogromnym wafelku, całkowicie wegańskie, najpyszniejsze na świecie, zazwyczaj z dużymi kawałkami owoców albo czekolady. C-U-D-O-W-N-E!
Where Every Flavor Has Its Own Story from Polygraph For Business on Vimeo.
Where Every Flavor Has Its Own Story from Polygraph For Business on Vimeo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
O mnie
Archiwum bloga
-
▼
2011
(34)
-
▼
października
(13)
- W zeszłym tygodniu miałam okazję uczestniczyć w se...
- Właśnie takie lody występują we Włoszech. Ogromne ...
- Dzień z życia mojej organizacji! (aparat wzięłam w...
- Cinque Terre - czyli wycieczka do Genui dzień drug...
- Weekend spędziłam w Genui - cudownym mieście! - i ...
- Ten weekend spędziłam (o,zaskoczenie!) w Mediolani...
- Kwestia rozwiązywania spraw przez Włochów to chyba...
- Typowa włoska kolacja - jedzenie, jedzenie, jedzen...
- Znacie to uczucie? Wyjmujecie z piekarnika, dajmy ...
- Niedziela okazała się być niezwykle pracowitym dni...
- Dzięki studenckiemu mieszkaniu poznałam przesympat...
- W każde środowe i sobotnie przedpołudnie centrum C...
- 01.10.2011
-
▼
października
(13)