niedziela, 25 września 2011

25.09.2011

Zauważyłam że wyrażenie 'ale to dziwne' wtrącam kilka razy dziennie - jeszcze nie całkiem przyzwyczaiłam się do nowego ładu, próbuję nauczyć się nowych zjawisk (nie mogłam znaleźć lepszego słowa na to, bo przyswajam w zasadzie w każdej dziedzinie życia - od produktów w sklepie po zachowania ludzie).

Postanowiłam zrobić subiektywną listę dziwnych rzeczy we Włoszech.
Na pierwszym miejscu bezapelacyjnie:

1.Całowanie się na powitanie
-jako że mam pewne opory przed kontaktem fizycznym z nowopoznanymi ludźmi, to jeszcze mój staropolski zwyczaj każe mi całować raz/trzy razy(wersja rodzinna) zaczynając od prawego policzka - bardzo złe przyzwyczajenie! Pierwsze tygodnie były niezwykle niezręczne - Włosi całują dwa razy, zaczynając od lewej strony (tak! kilka razy zdarzyło się dostać siarczystego buziaka z usta z powodu złego nachylenia policzka, ale dla wszystkich okazywało się to być bardzo zabawne). Mężczyźni nie mają w zwyczaju całować się ze sobą - chyba że są rodziną. Podobno sprawa ma się inaczej na południu Włoch, gdzie trzeba być ciągle uważnym - znajomy wygląd wystarczy żeby załapać szminkę na twarzy:)

2.Kawa
-niby tradycyjna sprawa, niby jechałam ze świadomością że wszyscy ją piją, zawsze i w dużej ilości - jednak zmierzenie się z prawdziwą kawową rzeczywistością troszkę mnie przeraziło. Przede wszystkim żeby nie wyjść na niezorientowanego, trzeba znać 'kawowy rytuał' - cappuccino pije się wyłącznie do śniadania bardzo rano (maksymalnie do 11), później wyłącznie 'mocniejsze wersje' - espresso i moccha (obowiązkowo z dużą ilością cukru, raczej bez mleka - nie tylko dlatego że psuje smak kawy - po prostu nie ma miejsca w malutkiej filiżance). Gdy powiedziałam Włochom że w Polsce do espresso dodaje się szklankę wody, wywołało to u nich salwę śmiechu.

-im później, tym większa szansa że po kawie wjedzie likier - oczywiście wyłącznie w celu 'zdrowotnym', 'na wrzody', 'na lepsze spanie' - zazwyczaj 1-2 kieliszki

3.Jedzenie
-chyba nie będzie zaskoczeniem jak napiszę że jest przepyszne. Przedziwne są ilości - jako że rano Włosi lecą na szybkie cappuccino (zazwyczaj w knajpce, bardzo popularne jest wykupowanie abonamentu śniadaniowego) i coś słodkiego (tak tak! jak we Francji!) - zazwyczaj croissant albo kruche ciacho, lunch jest spożywany w pracy lub w przerwie w pracy (we Włoszech jest coś takiego jak siesta - około 2 godzinny czas na obiad, koło 14-16, później powrót do pracy - taką taktykę stosują nawet duże supermarkety i apteki, co przez pierwsze dni było dosyć uciążliwe). W mojej pracy zawsze jest kilka dań do wyboru, obowiązkowo pasta (makaron) i zazwyczaj mączne rzeczy - zamiast ziemniaków dodaje się bułeczkę, często je się pizzę, tarty, ale zawsze jest możliwość zjedzenia warzyw, oczywiście obficie polanych oliwą, co sprawia że wcale nie są taką lekką opcją. Po powrocie do domu...KOLACJA! I to nie byle jaka - Włosi naprawdę celebrują posiłki w domu! Koniecznie podstawka pod talerz, serwetki, wino (koło 2-3 euro za butelkę wina lokalnego - często kupowane w promocji po 10 butelek za 8euro, mimo ceny - daleko włoskiemu trunkowi do polskiego taniego wina:D). Straszna sprawa, bo przez całkiem małe posiłki w ciągu dnia - wieczorem trzeba pojeść! Na stole zazwyczaj mięso, owoce morza, risotto i makaron. Około 3-4 dania. KAŻDEGO DNIA. WIECZOREM.

4.Język
Szkolnictwo włoskie jest nieźle zorganizowane - mimo że dosyć wcześnie trzeba zdecydować jaką ścieżkę kariery się wybierze (13 lat - wybór profilu szkoły), stawia się raczej na ogólną wiedzę o świecie, doświadczenia, przydatne wiadomości. Jednak Włosi mają duży problem z językami - nie spotkałam jeszcze osoby mówiącej płynnym angielskim, a bardzo często tego angielskiego po prostu NIE MA. Na wiadomość że 'io non parlo italiano, inglese per favore' pewność siebie jakoś maleje, już przestaję być taką interesującą osobą do pogadania, nagle trzeba coś zrobić, albo moja ulubiona wersja - udawanie że się nie słyszało co powiedziałam i kontynuowanie monologu po włosku.

5.Herbata
Było o kawie, więc teraz o herbacie - zwykła, w torebkach jest passe. Na północy Włoch pije się wyłącznie granulowaną, taką którą można rozpuścić w zimnej albo ciepłej wodzie. Bardzo dużo cukru i troszkę herbaty. W supermarkecie jest ogromny wybór pudełek z herbacianymi ziarenkami, a gdzieś z boku, kilka sztuk, nie wiadomo dla kogo, herbata z maczałkiem.

6.Ubrania
Najpopularniejsza sprawa - kozaki. Niby nic dziwnego, ale fakt że temperatura wynosi średnio 25 stopni sprawia, że noszenie zimowych butów staje się dosyć absurdalne. Nie wiem czy to kwestia wyszczuplania nogi, ale 3/4 włoszek nosi szorty/spódniczki/ewentualnie legginsy i kozaki. Jeszcze nie poddałam się temu trendowi i dziarsko chodzę w sandałach.

7.Działalność charytatywna
W moim 70 tysięcznym miasteczku jest ponad 60 organizacji pozarządowych - różnych dziedzin (od pomocy emigrantom, akcji pro-ekologicznych i zajęć dla dzieci nieuleczalnie chorych, po organizacje zajmujące się księżmi postanawiającymi rzucić kapłaństwo, czyszczeniem ulic nocą czy zbieraniem starych butów (?!?!?)). Najistotniejsza kwestia - każdy Włoch udziela się wolontariacko. Mimo ogromu pracy, dzieci i psa, znajdują czas kilka razy w tygodniu żeby zrobić coś od tak, dla innych. W mojej organizacji jest kilku volontari (nauczyciel śpiewu, sprzedawca biletów na wieżę widokową, emerytowana pielęgniarka, wieczna studentka lat 34). Z kolei w teatrze w którym mieści się klasa do włoskiego, jest cała grupa młodych, wykształconych dziewczyn (około 20) które nie mogą znaleźć pracy, więc na cały etat poświęcają się rozwojowi placówki. Niesamowite. Dla Włochów to całkiem naturalna sprawa, dla Polaków - coś wyjątkowego (ile znacie czynnie działających wolontariuszy?).



To nie koniec zdziwaczałych zjawisk - obiecuję zamieścić więcej! Dziś jestem straszliwie zmęczona po całodniowym zwiedzaniu Mediolańskich muzeów i parków - i pierwszy raz cieszę się, że pogoda się nie sprawdziła (zapowiadali 30stopni, było 25, uffff)

Ciao tutti!

25.09.2011

Przygody Mai z kuchnią włoską część 1:
Torta salata spinaci e ricotta 
Pomoc merytoryczna: Ilaria - cudowna współlokatorka!

(czyli prosta i szybka potrawa o niesamowicie przyjemnym smaku)

1. Gotujemy szpinak w osolonej wodzie


(ilość początkowa 600g - bardzo tanie opakowanie, około 1 euro)

2. Szpinak odlewamy, kroimy na mniejsze kawałki (ale nie w celu uzyskania papki, mają to być troszkę mniejsze kawałki niż całe liście)




3. Gotowym ciastem wykładamy żaroodporne naczynie (ciasto - 1,20 euro)
4. Mieszamy szpinak z serkiem ricotta (0,90 euro) i doprawiamy czosnkiem, solą, pieprzem zielonym (?!?!), szałwią i przekładamy farsz do nauczynia. Zapiekamy w 190 stopniach, nie ma określonego czasu - w momencie w którym ciasto robi się złotawo-brązowe, można wyciągać!

5. Gotowe! Nie zdążyłam zrobić zdjęcia w całości, pachniało tak cudownie że od razu się rzuciłam do jedzenia:)



Buon appetito!

niedziela, 18 września 2011

18.09.2011


Czy wiecie, że... 1977 roku, 18 września średnia temperatura powietrza w Poznaniu wynosiła 17*C, a stan wody w Wiśle wynosił 173cm? Oprócz tego, że były to (i nadal są) imieniny Baltazara i Fereola, to: w 1968 radziecka sonda Zond5 okrążyła Księżyc i rozpoczęła lot powrotny na Ziemię. 13 lat później zniesiono karę śmierci we Francji.
A tego samego dnia, Roku Pańskiego 2011 ja mam spokojne urodziny... Rano do sklepu i na rower do Cremy, popołudniu kawa z okazji 3-godzinnej wizyty Kajtka w Cremonie, wieczorem w domu z współlokatorami i wszędzie mnie otaczały słodycze, wino i jedzenie - kocham to miejsce :) (chociaż będzie do kwestia do dyskusji za jakiś miesiąc, kiedy to rozpocznę akcję gubienia dodatkowej tony nadbagażu)


(ilość wina spożywanego przez włochów mnie przeraża, zbiór butelek weekendowych)


18.09.2011

Mediolan!
 
Było bardzo sympatycznie. Wycieczka krótka, ale bardzo treściwa i obfitująca w wiele turystycznych doznań i fotek. Moim przewodnikiem była Michasia - też wolontariuszka EVS, z kolei pracująca w mediolanie (jest we włoszech dokładnie tyle samo czasu, a już świetnie orientuje się w mieście - w mojej malutkiej cremonie nadal jeżdżę z mapą). Najpiękniejszy i zarazem największy punkt programu - katedra mediolańska (tak tak-to jej kopią jakiś czas temu oberwał S.Berluscioni). Szybka kawa i zwiedzamy dalej - widziałyśmy chyba z pięćset kościołów (w każdym obowiązkowo zwłoki świętego wystawione na widok publiczny). Przyzwyczajone już do typowo włoskiego rozkładu posiłkowego zamawiamy pizzę i spaghetti (chyba nikogo to nie zaskoczyło). 
Najpiękniejsze w mediolanie są....tramwaje. Głośne toto niesamowicie, ale niezwykle urokliwe. Żółte albo pomarańczowe, z drewnianymi ławeczkami ustawionymi bokiem do kierunku jazdy. I wyprodukowane w 1915r! (za 2 lata mają być całkowicie wymienione na zupełnie nowe, klimatyzacja, podgrzewane siedzenia, ah oh)
I biegiem na pociąg powrotny! Milano - jeszcze do Ciebie wrócę! (Misia-do Ciebie to już na pewno:D) 

















środa, 14 września 2011

14.09.2011














Gdybym chciała krócej ująć to wszystko, to napisałabym: jest dobrze. Mam poczucie, że jestem tu, gdzie być powinnam. Wiele rzeczy mnie dziwi, trochę zachwyca,ale większość przyjmuję ze spokojem. Jestem tu i mam zamiar się rozgościć.

poniedziałek, 12 września 2011

12.09.2011


Jestem już tu tydzień i ciągle kocham to miejsce...a najbardziej kręci mnie to, że jestem pewna, że w Cremonie nigdy już nie usłyszę "ale ty dziwna jesteś", bo wiecie co? Każdy tu jest bardziej dziwny ode mnie i już mi to nie grozi, jestem tu tak przeciętna i szara, że szok - nie chodzę w szlafroku i kaloszach po ulicy ani w japonkach i płaszczu, mam przeciętne odrosty i w ogóle jestem przeciętna do szpiku kości

Ciągle staram się wpasować w to miasto, chodzę tylko prawą stroną po schodach, przechodzę na czerwonym świetle przez ulicę, wszędzie jeżdżę rowerem, nawet jadłam colazione italiana/wbrew pozorom to śniadanie/(capuccino i croissant z dużą ilością niezidentyfikowanego kremu) i niedługo postaram się przemóc i zostawić swoje śmieci na chodniku aby pan w niebieskich ogrodniczkach rano miał co robić - jestem już prawie włoszką:)

czwartek, 8 września 2011

08.09.2011

Wstałam rano, szykował mi się kolejny dzień, kolejny taki sam - środo, wtorko i całotygodniowo podoby. Dzwony kościelne stanowczo za głośno określają przesunięcie wskazówek o kolejne 15 minut - te dźwięki są wpisane dla mnie w Cremonę, szkoda tylko że dotyczą moich niewyspanych poranków. Niezrażona wybrałam się w podróż po kawę... Wróciwszy, ku zdziwieniu wszystkich, okazało się że godzinę temu powinnam być pod urzędem z stosikiem dokumentów. Więc na szybkości plącze sobie koczka, kładę twarz na twarz a już chyba trzecią ręką myję zęby... a tu mi jeszcze dzwoni telefon. Niewiele myśląc spakowałam rozmówki do torebki, zabrałam kota na dwór(o nim innym razem) i wyleciałam z domu. Na miejscu okazało się że byłam PIERWSZA, mimo że prawie półtorej godziny po czasie. Po ogarnięciu włoskiej biurokracji mogę dumnie wyjść na ulicę – jestem tutaj całkiem legalnie.

niedziela, 4 września 2011

Pre-wyjazd, czyli PAKOWANIE.
Kto zna-ten rozumie. Co spakować na roczny wyjazd? Staram się być racjonalna i trzymam się listy, która w pewien magiczny sposób nie kończy się mimo ilości skreślonych punktów. Na razie udało mi się spakować książki do nauki języka i takie,które chciałam przeczytać od dawna,a czasu nie było. Kwestia butów. Jakakolwiek ilość nie zostanie wybrana-zawsze wydaje się być za mało. Nie wiem po co tyle ich biorę i proszę się nie pytać. Opracowuję system - stosik 'biorę'(najliczniejszy), 'zostawiam'(aktualnie 2 rzeczy, serce /i ręce/ mnie bolą jak o tym myślę), 'wrzucam do pokoju siostry'(mój ulubiony).

Odpowiedź od uczelni że urlop dziekański przyznany - bardzo mi przykro, łza urojona (ROK BEZ EGZAMINÓW)

Ogarnia mnie panika przedwyjazdowa. Rozważałam przesiedzenie w szafie przez ten czas, pomysł nie spotkał się z poparciem, odrzucono.

Tak więc jadę!
A domani Italia!

O mnie

Moje zdjęcie
Zmieniam świat! Zaczynam od italii, niebawem opanuję całą europę:)