Wstałam rano, szykował mi się kolejny dzień, kolejny taki sam - środo, wtorko i całotygodniowo podoby. Dzwony kościelne stanowczo za głośno określają przesunięcie wskazówek o kolejne 15 minut - te dźwięki są wpisane dla mnie w Cremonę, szkoda tylko że dotyczą moich niewyspanych poranków. Niezrażona wybrałam się w podróż po kawę... Wróciwszy, ku zdziwieniu wszystkich, okazało się że godzinę temu powinnam być pod urzędem z stosikiem dokumentów. Więc na szybkości plącze sobie koczka, kładę twarz na twarz a już chyba trzecią ręką myję zęby... a tu mi jeszcze dzwoni telefon. Niewiele myśląc spakowałam rozmówki do torebki, zabrałam kota na dwór(o nim innym razem) i wyleciałam z domu. Na miejscu okazało się że byłam PIERWSZA, mimo że prawie półtorej godziny po czasie. Po ogarnięciu włoskiej biurokracji mogę dumnie wyjść na ulicę – jestem tutaj całkiem legalnie.
Miejsce docelowe: Cremona. Liczba osób: 1. Od kiedy: wrzesień 2011. Liczba par butów: całe mnóstwo.