czwartek, 10 listopada 2011

Dosyć spóźniona relacja z wizyty siostry w włoszech! cz.1

Całą sobotę spędziłam w mediolanie - od rana uczyłam się jak pracować według taktyk AIESEC-a, po południu spotkałam się z Misią i Marketą - nie wiem jak one to robią, że mimo że wszystkie nasze spotkania są po prostu urocze - i podgryzając świeże kasztany i zapiekane bakłażany, robiłyśmy plakaty powitalne. Koło 21 ruszyłyśmy na lotnisko po naszych rodaków! (lotnisko teoretycznie usytuowane w mediolanie - praktycznie w miasteczku bergamo, oddalonego od mediolanu o kilkadziesiąt kilometrów) Oczywiście stałyśmy pod halą przylotów uzbrojone w plakaty (mój faworyt - ten w kształcie pizzy) radośnie oczekując lotu z Polski na tyle niecierpliwie, że 3 wcześniejsze loty miały niesmowitą okazję obejrzeć pokaz evs-owej sztuki.

Aż wreszcie... DOTARLI! Szybkie pożegnanie z mediolańską parką i ruszamy do hostelu w Bergamo. W pokoju urządziłyśmy wielki rumor, mimo usilnych chęci niebudzenia współlokatorki (która, jak się okazało rano, była polką, i rozumiała nasze kwiki 'gdzie z tą szczotką! zgubiłam kapcie! nie siadaj na jedzeniu!'). Odbyłyśmy też piżamowy spacer w poszukiwaniu łazienki, która - co nie było początkowo tak oczywiste - okazała się być w pokoju. Umyte i zmęczone zasnęłyśmy dosyć szybko, bo następny dzień zapowiadał się bardzo intensywnie!

















nasz hostelowy pokój






widok z tarasu hostelowego



O mnie

Moje zdjęcie
Zmieniam świat! Zaczynam od italii, niebawem opanuję całą europę:)