czwartek, 15 grudnia 2011

To w zasadzie kontynuacja poprzedniego wpisu - czyli ciąg dalszy opowieści z długiego weekendu. Tym razem już nie jako turystka, ale jak prawdziwa włoszka, udałam się na wielkie targi w Mediolanie. W ogromnej hali było mnóstwo stoisk z wszystkich regionów Italii, a zaraz potem z krajów europejskich, gdzie zaczęły mi odpadać ze zmęczenia nogi, o czym zapomniałam gdy dotarłam do działu 'reszta świata' - czyli najbardziej kolorowego miejsca. Indie, Izrael, ale też maleńkie państwa jak Dżibuti! Można było kupić właściwie wszystko - oczywiście najwięcej było jedzenia (a restauracje były w zasadzie co 15metrów), wyposażenie do domu, prezenty, alkohole, ubrania, zwierzęta, domek na plaży na Karaibach...
Po 8 godzinach chodzenia udało mi się kupić prześliczną bombkę - muffina (prezent dla koleżanki polki w Cremonie), wypróbować kilkanaście gatunków serów, zdegustować niezliczoną ilość win i likierów, a co najważniejsze - bawiłam się świetnie - takie zakupy sprzyjają zawieraniu nowych - międzykulturowych przyjaźni:)


przy wyjściu z dworca na podróżnych czeka wielka choinka!

targ pod dworcem












a to już właściwe targi! najpierw zdjęcia samej przedziwnej konstrukcji (tato - zrobiłam je specjalnie dla Ciebie!)
















stoisko polskie - bursztyny!




jak tylko przeszliśmy obok restauracji niemieckiej, w której serwowali kapustę kiszoną, MUSIAŁAM ją kupić! (prawidłowa wersja tego dania powinna zawierać jeszcze golonkę)



























O mnie

Moje zdjęcie
Zmieniam świat! Zaczynam od italii, niebawem opanuję całą europę:)